Kiedy Andriej P., 34-latek z Bukaresztu, odziedziczył dom po dziadku w spokojnej górskiej wiosce, myślał, że znajdzie po prostu miejsce, gdzie ucieknie z miasta.

Dom był stary, ale dobrze utrzymany. Jednak pewnego ranka, gdy kopał w ogrodzie, aby zbudować kamienną ścieżkę, jego łopata uderzyła w coś twardego.

Metalowe pudełko, owinięte folią i zardzewiałym drutem.

Wniósł je do domu, ostrożnie rozwiązał sznurki i otworzył wieko. W środku – pamiętnik, kilka czarno-białych zdjęć i stary klucz.

Ale to, co przeczytał na pierwszych stronach, przeraziło go.

„Skłamałem wszystkich. Ja też nie jestem tym, za kogo się uważam. Przeżyłem życie, które do mnie nie należy”.

Jego dziadek, o którym wszyscy mówili, że był uczciwym człowiekiem, weteranem i szanowanym nauczycielem, skrywał podwójną przeszłość.

Ukryta prawda?

Z pamiętnika wynikało, że jego dziadek schronił się w Rumunii w latach 50. XX wieku pod fałszywym nazwiskiem. Był zbiegiem z sąsiedniego kraju, uwikłanym w poważny skandal polityczny. Jego prawdziwe nazwisko nie było tym w dokumentach.

Klucz do skrzynki prowadził do sekretnego pomieszczenia w piwnicy, gdzie Andriej znalazł dokumenty, fałszywe paszporty, mundur wojskowy i zaszyfrowane listy.

Rodzina była w szoku.

Matka Andrieja wybuchnęła płaczem: „Wszystko, co wiedziałam o moim ojcu… było kłamstwem. Ale i tak go kocham”.

Co Andriej zrobił z tą informacją?

Przekazał wszystko lokalnemu historykowi, a akta trafiły w ręce władz. Co odkryto później? Że jego dziadek uniknął niesprawiedliwego wyroku i uratował sobie życie, stając się dobrym człowiekiem.

Zakończenie?

Dom pozostał jego, ale teraz na ścianie głównego pokoju wisi oprawiona strona z pamiętnika. Ta, która zaczyna się:
„Skłamałem wszystkich…”
Jako przypomnienie, że prawda czasami boli. Ale wyzwala.