W ostatnich dniach opinię publiczną wstrząsnęło ujawnienie prywatnej rozmowy telefonicznej byłego przewodniczącego Rady Europejskiej, a obecnie premiera Polski, Donalda Tuska. Nagranie, które wyciekło do mediów, przedstawia rozmowę pomiędzy Tuskiem a Romanem Giertychem – prawnikiem i późniejszym posłem Koalicji Obywatelskiej.

Rozmowa dotyczyła wewnętrznych decyzji personalnych w partii opozycyjnej przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku. Giertych skarżył się Tuskowi na to, że został zepchnięty na trudne do wygrania miejsce na liście do Senatu, sugerując, że była to próba zablokowania jego kandydatury. Tusk przyznał, że to był błąd i wyraził zrozumienie dla rozczarowania Giertycha.

Co szczególnie bulwersuje opinię publiczną, to fakt, że rozmowa miała miejsce, gdy Tusk pełnił funkcję jednego z najwyższych urzędników Unii Europejskiej, co zobowiązywało go do zachowania neutralności politycznej. Wypowiedzi z nagrania sugerują jednak, że był bezpośrednio zaangażowany w wewnętrzne układanki polityczne w Polsce.

Jeszcze większe kontrowersje budzi sposób zdobycia nagrania. Istnieją podejrzenia, że rozmowa została zarejestrowana nielegalnie, przy użyciu oprogramowania szpiegowskiego. Roman Giertych oskarżył osoby odpowiedzialne za publikację nagrania o złamanie tajemnicy adwokackiej oraz naruszenie podstawowych praw obywatelskich.

Obecny rząd zapowiedział dokładne śledztwo w tej sprawie i nie wyklucza, że użycie narzędzi szpiegowskich wobec polityków, prawników czy dziennikarzy stanie się przedmiotem działań prokuratorskich. Sprawa ta wywołała także debatę na temat granic prywatności, odpowiedzialności służb specjalnych i wpływu technologii na demokrację.

Donald Tusk nie skomentował dotychczas publicznie treści nagrania, jednak osoby z jego otoczenia twierdzą, że rozmowa została wyrwana z kontekstu i użyta w celach politycznych.