Jeszcze kilka miesięcy temu Karol Nawrocki, jako kandydat na prezydenta, zapowiadał, że Polska będzie miała głos wszędzie tam, gdzie decyduje się o losach Europy. Dziś – już jako głowa państwa – nie zasiadł przy kluczowym stole negocjacyjnym w Białym Domu, gdzie rozmawiano o przyszłości Ukrainy.

W poniedziałek w Waszyngtonie spotkali się liderzy koalicji wspierającej Kijów, ale wśród nich zabrakło polskich przedstawicieli. Kto zawinił? Rząd i Pałac Prezydencki przerzucają się odpowiedzialnością. Zwolennicy Nawrockiego podkreślają, że niedawno uczestniczył w wideokonferencji z Donaldem Trumpem, a już 3 września planuje wizytę w Białym Domu. Jednak pytanie pozostaje: dlaczego nie było go wtedy, gdy decydowało się najwięcej?

To tym bardziej zaskakujące, że jeszcze w lutym Nawrocki krytykował Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego za brak obecności w “poważnych rozmowach” o bezpieczeństwie. Sugerował, że Polska, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, powinna mieć realny wpływ na decyzje dotyczące regionu. Z przekonaniem mówił nawet, że gotów byłby rozmawiać z samym Putinem – jeśli tylko wymagałby tego polski interes.

Podczas gdy przedstawiciele Francji, Niemiec, Włoch czy Finlandii spotykali się z Wołodymyrem Zełenskim w USA, Warszawa pozostała na uboczu. Nawrocki mówił kiedyś o “negocjacyjnym dream teamie”: USA, Ukraina, Rosja i Polska. Tym razem do tego grona Polska się nie załapała.