Podczas przygotowań do wielkiego pokazu lotniczego w Radomiu doszło do dramatycznego wypadku – myśliwiec F-16 uległ katastrofie. To pierwszy taki incydent z udziałem tej maszyny w historii polskich sił powietrznych. Pilot nie przeżył.

Do wypadku doszło w czwartek wieczorem, zaledwie dzień przed rozpoczęciem Air Show. Na miejsce natychmiast udał się wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Informację o śmierci pilota potwierdził minister Tomasz Siemoniak.

Eksperci są zgodni: to przełomowy moment w historii polskiego lotnictwa. F-16, nazywany „latającą bestią”, służy Polsce od niemal dwóch dekad i do tej pory nie odnotowano żadnej katastrofy z jego udziałem.

Major Michał Fiszer, były pilot i ekspert lotniczy, przypomniał, że maszyny te słyną z niezawodności, ale jednocześnie zaznaczył, że każdy samolot bojowy niesie ryzyko. – To cud, że tak długo latały bez żadnych wypadków – mówił.

F-16 to jeden z najbardziej zaawansowanych myśliwców świata. Może jednocześnie prowadzić działania bojowe w powietrzu i na ziemi, przenosić szeroki arsenał uzbrojenia i osiągać prędkości powyżej 2000 km/h. W Polsce użytkowanych jest 48 takich maszyn, a ich piloci należą do najlepiej wyszkolonych – szkolenie trwa aż 10 lat.

Decyzja o zakupie F-16 zapadła w 2003 roku. Od tego czasu samoloty te pełnią kluczową rolę w obronie przestrzeni powietrznej, także w ramach misji NATO nad krajami bałtyckimi.

Katastrofa ta rzuca cień na przygotowania do jednego z największych wydarzeń lotniczych w Polsce i pozostawia trudne pytania o bezpieczeństwo i przyszłość najnowocześniejszych maszyn w naszej armii.