To już czwarta taka tragedia – w Osieku nad Wisłą znów łoś nadział się na ostre ogrodzenie prywatnej działki i zginął w ogromnych cierpieniach. Mieszkańcy są wstrząśnięci i nie kryją frustracji. Ich zdaniem właściciel nieruchomości od lat ignoruje apele o zabezpieczenie niebezpiecznego płotu.

Dramat rozegrał się tuż obok Jeziora Osieckiego – naturalnego wodopoju dla okolicznej zwierzyny. Po zabudowaniu pobliskich terenów łosie próbują przedostać się przez ogrodzenie. Skutki? Koszmarne. – Zwierzę konało w męczarniach, wyło z bólu – relacjonuje mieszkanka.

Właściciel twierdzi, że jest “wstrząśnięty” i obiecuje poprawki. Tyle że mieszkańcy słyszą to nie po raz pierwszy. Gmina sprząta padlinę na własny koszt, choć to właściciel powinien odpowiadać za skutki tragedii na swojej działce.

Straż Gminna potwierdza: wyciągali zwierzęta po kilku dniach rozkładu. – To traumatyczne – przyznają.

Choć nadzór budowlany najpierw umorzył sprawę, decyzja ta została unieważniona. Teraz toczy się postępowanie przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym. RDOŚ rozkłada ręce, bo… nie ma kompetencji.

Najprostsze rozwiązanie? Obciąć szczyty ogrodzenia. Ale jak dotąd – nikt tego nie zrobił.