Pierwsze orędzie nowo zaprzysiężonego prezydenta Karola Nawrockiego wywołało falę komentarzy wśród polityków wszystkich opcji. Podczas wystąpienia w Sejmie prezydent zapowiedział m.in. prace nad nową konstytucją, która – według jego planów – miałaby być gotowa w 2030 roku. Wskazał też dwie inicjatywy ustawodawcze: zerowy PIT dla rodzin z dwojgiem lub większą liczbą dzieci oraz wsparcie dla budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Donald Tusk stwierdził po orędziu, że „zmiana warty na prawicy jest faktem” i że Jarosław Kaczyński wyglądał na wyraźnie niezadowolonego. Katarzyna Lubnauer (KO) oceniła, że Nawrocki „bardzo wzoruje się na Trumpie” i próbuje działać w stylu ustroju prezydenckiego, którego w Polsce nie ma. Z kolei Joanna Mucha (Polska 2050) uznała, że głównym celem prezydenta jest zbudowanie kampanii politycznej wokół nowej konstytucji, co może być przygotowaniem do wyborów w 2027 roku.

Z obozu prezydenckiego płynęły jednak głosy dumy i aprobaty. Marcin Przydacz podkreślił, że Tusk podczas orędzia „zapadał się w fotelu”, a wystąpienie Nawrockiego było mocne i pokazało jego wizję rozwoju kraju. Podobnie ocenił Tobiasz Bocheński (PiS), chwaląc zarówno siłę przekazu, jak i odniesienie do wartości i tradycji.

Barłomiej Pejo z Konfederacji przyznał, że część propozycji prezydenta wpisuje się w program jego ugrupowania, ale zaznaczył, że Konfederacja pozostaje niezależna. Z kolei Sebastian Gajewski (Lewica) zarzucił Nawrockiemu, że nie zrozumiał, iż kampania się skończyła, i powinien skupić się na realnych kompetencjach głowy państwa.

Orędzie stało się więc kolejną areną politycznych starć – od deklaracji współpracy po ostrą krytykę, a nawet zarzuty braku zrozumienia ustroju Polski.