Weto prezydenta Karola Nawrockiego do tzw. ustawy wiatrakowej, która miała przedłużyć zamrożenie cen energii, wywołało prawdziwą burzę w relacjach między Pałacem Prezydenckim a Kancelarią Premiera. Choć obie strony deklarują troskę o portfele Polaków, to za kulisami trwa brutalna walka o to, kto zostanie uznany za obrońcę niskich rachunków – a kto za winnego ich wzrostu.

Rząd pracuje nad nowym projektem ustawy, który ma zagwarantować zamrożenie cen prądu do końca 2025 roku. Rozważa się także plan awaryjny w postaci rozporządzenia, ale – jak donoszą źródła WP – to mniej prawdopodobny scenariusz. Czasu jest niewiele: obecne regulacje wygasają z końcem września, a najbliższe posiedzenie Sejmu dopiero 9 września. Grozi więc prawdziwy wyścig z kalendarzem.

Minister energii Miłosz Motyka nie kryje frustracji i wprost oskarża prezydenta o sabotowanie obniżek cen. Donald Tusk poszedł jeszcze dalej, nazywając decyzję Nawrockiego „egzaminem oblanym przez prezydenta”, za który „zapłacą wszyscy Polacy”.

Z kolei prezydenccy współpracownicy odpierają ataki, twierdząc, że powodem weta była wyłącznie kwestia wiatraków, a nie same zapisy dotyczące cen energii. Karol Nawrocki mówi wprost: „To szantaż rządu względem prezydenta i społeczeństwa”.

W tle pojawia się coraz bardziej oczywisty wątek walki o narrację – kto wygra polityczne punkty za walkę o tańszy prąd. Rząd deklaruje, że nie odpuści i powróci z własną ustawą, choć może sięgnąć po poprawki do propozycji prezydenckiej. Tymczasem w Pałacu Prezydenckim panuje przekonanie, że to rząd odpowiada za ewentualne opóźnienia.

Polityczny impas może oznaczać niepewność dla milionów Polaków – a wszystko to zaledwie kilka tygodni przed kluczowymi decyzjami parlamentu.